Przytoczę fragment recenzji z podróży po Maroko, w którym to przewija się wątek ślimaka jadalnego, co Nas blogowiczów bezpośrednio dotyczy w tym temacie.Warto pogłębiać wiedzę i poczytać różne ciekawostki, zapraszam do lektury:
"...Co do ślimaków, to wykazaliśmy się większą odwagą.Co prawda raz jeden, ale jednak! Kto wie, może gdybyśmy w Maroku
mieli spędzić trochę więcej czasu, to mogłaby być powtórka? W gruncie
rzeczy wcale mocny żołądek nie jest do tego potrzebny.Aromatyczna brunatna ślimacza zupa czekająca na chętnych w dużym garze czy wręcz w emaliowanej obtłuczonej misce, już w Casablance nas zafrapowała, ale decyzja o
degustacji zapadła dopiero po kilku dniach...Być może podświadomie
czekaliśmy na ekskluzywną wersję z wykałaczkami jako "sztućcem" do wydłubywania ślimaków ze skorupek, bo przed użyciem w tym celu wielokrotnego użytku agrafki, czekającej na kolejnego klienta obok
gara z zupą , wbitej w dorodną pomarańczę (jej sok służył jednocześnie
do mycia i dezynfekowania agrafki, jednak mieliśmy trochę obaw...
Po wyjedzeniu wnętrza ze skorupek, ślimaki popija się tą brunatną zalewą (zawsze jest jej trochę na dnie porcji) i po sprawie.Wbrew pozorom, nie ma żadnego ryzyka, nawet jak się nie zażyje lekarstwa z piersióweczki. Może dlatego, że wszystkie klątwy skumulowały się w Egipcie, Maroko dla żołądków jest w miarę łagodne..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz