środa, 4 kwietnia 2012
To nie taka prosta sprawa
Kupujesz parę-naście lub parę-dziesiąt sztuk ślimaczków, rozmnażasz a raczej one same rozmnażają się, sprzedajesz i już kaska leci...a jednak nie, nic bardziej mylnego.Samo kupno to pryszcz, ale co dalej to dopiero zaczynają się schody. Wbrew pozorom to bardzo wymagająca grupa hodowlana. Źle nakarmisz to nie urosną, nie zabezpieczysz to zjedzą gryzonie. Trzeba uważać by nie rozlazły się wszędzie, czy to po pomieszczeniu w trakcie rozrodu (potem drabina i odklejasz z sufitu), czy poza polem-zagrodą (potem depczesz jak po czipsach przechadzając się obok siatki). W pomieszczeniu nie ma zbytniej tragedii, jednak jak są już na polu to ma to znaczenie. Niedopilnowanie uciekinierów i ulokowaniem z powrotem na polu, grozi znacznym uszczupleniem naszych późniejszych zbiorów. Mam pojęcie po sezonie 2011.Najlepiej sprawdza się elektryczny pastuch. Smar jest niby bardziej humanitarny, lecz dla naszych późniejszych zysków i mniejszego nakładu pracy przy pilnowaniu nie do końca dobry.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz