poniedziałek, 11 czerwca 2012

Próbna hodowla ślimaka jadalnego przed tą właściwą

Nazwałam to hodowlą eksperymentalną. Nie żebym wykonywała jakieś podejrzane czynności na ślimakach. Służyła mi ona nie tyle do uzyskania stada matecznego, a raczej do nauki w praktyce. Porównywałam różne zagadnienia z teorii książkowej a rzeczywistością hodowlaną. Co prawda były to trochę warunki spartańskie, więcej pracy i gorzej z funkcjonalnością, ale dobra szkoła przetarcia przed zaczęciem czegoś konkretnego, tzn.zamiast Uli-były akwaria, w których trzymałam reproduktora.

Jajka do wylęgu i malutkie oseski trzymałam w plastikowych pojemniczkach, takich jakie są kupowane na jedzenie na wynos. Musiałam tylko dziurki porobić po bokach. Nie uchowały się na dłużej, bo przy otwieraniu codziennym aby spryskać górną ściankę, zawiasy przycierały się i pękały, więc starczały tylko na okres 14 dni. Potem musiałam przekładać w inne, praktyczniejsze.
Poza tym wszystkie czynności codzienne wykonywane przy maximie oraz wylęgarki-kubki na ziemię były takie same jak w hodowli ślimaka jadalnego.
 Trzymałam się kurczowo teorii. Karmione były paszą taką samą jak w profesjonalnej hodowli. Pozwoliłam sobie na mały luksus odstępstwo i dawałam ślimakom sałatę czasami lub jakąś inną zieleninę. Dokarmiałam również tartą marchewką. Muszę powiedzieć, że później zaczęły nieść się ale za to bardzo ładnie. Potrafiły złożyć nawet po dwa kokony. Oczywiście zaraz potem zdychały. Zaczynając zabawę w hodowlę domową w sumie miałam 21 sztuk reproduktora. 
To zdjęcia już moich ślimaczków maxima wyhodowanych wiosną 2011r. w warunkach domowych. Były trochę mniejsze niż z pola. Za nim nie obejrzałam się to zaczęły nieść się i stwierdziłam, że to za dużo jak na mnie. Trzymanie po akwariach i rozmnażanie następnych. Wyniosłam wszystkie do zagrody Fermy Mokry Dwór, gdzie ruszała powoli profesjonalna hodowla pod gołym niebem. Nie było szans na ogarnięcie w warunkach domowych ok.2 tysięcy maluchów, a tu już większe chciały składać jaja. 

Oporządzenie tylu maleństw w kuwetach to nie lada wyzwanie i problem. W normalnej hodowli mając takie maluchy to wynosisz już dawno pod folię lub do zagrody i po kłopocie, a w domu?? Nie ma gdzie wynieść, no chyba że na dywan. Otworzysz wieczko i za nim umyjesz górną część to zdążą porozłazić się wszędzie,to koszmar. Nie polecam nikomu prowadzenie hodowli w piwnicach i tym podobnych pomieszczeniach, nie mając choć trochę warunków przypominających hodowlane.
Chodzi mi tu o Ule, skrzynie i możliwość prysznicowania-mycia ślimaków z odpływem odchodów. Powiem tak, udało mi się wyhodować z tego co miałam na próbę, zdobyłam praktykę i przekonałam się na czym to polega-to całe hodowanie ślimaków. Każdy powinien pierw spróbować idąc za moim przykładem. Nie pakować się od razu w duże ilości i koszty związane z hodowlą. Jak udźwigniesz taką małą ilość reproduktora, czynności z tym związane i wystarczy Ci cierpliwości to sukces. Śmiało możesz brać się za większe gabaryty hodowlane. Mając samą teorię i nikogo gdzie można podpatrzeć na bieżąco co jak, to będzie ciężko. Pierwszy rok możesz spisać na straty lub wyjdzie na zero. Następne lata mogą zacząć dawać jakiś zysk, dochód.
Jak to mówią: Praktyka czyni mistrza. Powodzenia.

4 komentarze:

  1. Ja tez od tego zaczynam i juz przygotowuje pomieszczenie i chłodnie materiały kupione teraz tylko znajsc czas na prace budowlane:D a od nowego sezonu pierwsza próba chodowli z reproduktorami z własnego stada 100 podopiecznych w tym roku:D :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak trzeba właśnie zaczynać nie pchając się od razu w duże ilości.Nie podołamy pózniej samemu i problem z pomocą przy hodowli przez osoby kompetentne.Nie każdy nadaje się do tego typu produkcji.Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja kupiłem na próbę właśnie od Państwa, na Mokrym Dworze, trochę ślimaków. Bardziej zależało mi na know-how niż na tych ślimakach, ale nie chciałem tak się wpychać do oglądania za darmo. Miało być 120, dostałem coś koło 200, wybudziło się 140. Oczywiście wiem, że to za późno, nie będzie szans na własne stado mateczne, ale zobaczy się jesienią, może podkarmię w gotowym już wtedy pomieszczeniu... Na razie się niosą, coś koło 1600 jajek, jak dojdzie do 10 tys to jest sens myśleć o parczku.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam Pana i pozdrawiam.Cieszę się,że nasze ślimaczki pobudziły się i niosą się.Fakt,trochę pózno na rozpoczęcie,ale dokładnie jak Pan mówi,można potem dotuczyć jesienią pod dachem,jeżeli nie są bardzo duże ilości lub będzie ciepła jesień.Trzeba brać pod uwagę jeszcze jedna rzecz:Im pózniej wybudzony reproduktor tym jest mniej wydajny.Średnia statystyczna to z 140 szt. powinno być 14 tyś.jaj.
    Ale to tylko statystyka,teoretycznie....

    OdpowiedzUsuń